Cześć >!<
Do glinek mam szczególny sentyment. W dzieciństwie jak przyjeżdżały ciocie to zawsze przywoziły kilka paczek i robiłyśmy maseczki. (Tylko takie maski można było mi wtedy robić) Mój pielęgnacyjny początek zaczynał się właśnie od nich. Zazwyczaj była to glina zielona czy kaolinowa. Marzyłam o różowej glince, odkąd dowiedziałam się że taka istnieje : ) W końcu się na nią pokusiłam : )
Tym razem poszłam o krok dalej i nałożyłam ją na włosy. Zmieszałam 2 łyżeczki gliny z wodą i octem. Papkę trzymałam na włosach pół godziny. Myślałam, że ciężko będzie zmyć taką zaschniętą skorupę, ale o dziwo wszystko z łatwością zeszło. Włosy po takiej masce były miłe w dotyku i miękkie, ale niestety też po wyschnięciu zaczęły się też lekko puszyć. Myję głowę co 3 dni, czasami częściej, włosy dość szybko mi się tłuszczą. Po glince umyłam je czwartego dnia i były w dobrym stanie, także polecam o wypróbować glinkowanie na szybko przetłuszczający się skalp : ) Do glinki różowej jeszcze wrócę, wypróbowałam już kolejną, niebieską. W następnym urodowym wpisie zdam relacje jak ona się sprawdziła : )
Plusy produktu :
^ włosy miękkie w dotyku
^ niska cena
^ wydajny produkt
^ glinka jest dobra na szybko przetłuszczające się włosy
Minusy :
^ puszenie
Ponoć glinkami można nawet myć włosy, kto wie może kiedyś i tą metodę wypróbuję : ) A Wy Glinkowałyście już swoje włosy ? Co myślicie o myciu głowy glinkami ?
PS. Glinkę kupiłam za grosze na promocji. W sklepie: https://lawendowaszafa24.pl .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz